wiosenna zgnilizna

pleśniejący sok z cytryny

13 II 2024

W dobie ocieplenia klimatu połowa lutego nie ma w sobie nic z zimy. Ten brak jakiejkolwiek zmiany krajobrazu od tak wielu tygodni i paleta barw bazująca na brązie okrutnie mi się już znudziła. Ale na jednym drzewie, które mijam w polu wyprowadzając Kajtka zauważyłam coś, czego nie spodziewałam się tak szybko.

Bazie na gałęziach.

Zawsze gdy nadchodzi wiosna buzują we mnie nieprzebrane źródła jakiejś strasznie nerwowej energii. Ptaki kąpią się w bystrych strumieniach, w których gna roztopiony śnieg, zwierzęta szukają sobie partnerów, przebiśniegi wykwitają niby pleśń na brązowych do tej pory łąkach, a wszędzie, dosłownie wszędzie pojawia się ta schizofreniczna zieleń. To ostre światło, jaskrawa zieleń świeżej trawy i słodka woń zgniłej mieszają ludziom w głowach i nadają pozornie codziennej rzeczywistości czegoś surrealistycznego.

Ludzie cieszą się, że oto nadchodzą cieplejsze dni, słońce przebija się przez lodowate zwały chmur, a krajobraz zaczyna się zielenić. Nie czują tego, jak mocno ta energia wyostrza zmysły połączone ze zranioną psychiką. W jaką psychozę może to momentami wpędzać ludzi, którzy są wrażliwi na otaczającą ich rzeczywistość. Jak ta symboliczna nadzieja i rozkwitające życie zderzają się z poczuciem bezsensu i nieskończonym, wewnętrznym cierpieniem.

Tacy ludzie chodzą wtedy po świecie ze źrenicami wyostrzonymi słońcem jak kokainą, a równocześnie otumanieni słodyczą rozkładu. Świadomość to wtedy zbitek porwanych kabli, po których skaczą iskry i mięsa, które po zimowym odmrożeniu zaczyna gnijąc wydzielać trujące gazy. Tych ludzi dopada wtedy to dziwne wrażenie, że można zrobić tak wiele choć dobrze wiedzą, że jest ono złudne. Nie można. Są jak martwe ciała, które niespodziewanie zostały wykopane z grobu i uznane za następcę tronu są koronowane przez rozentuzjazmowany tłum.

Używając psychoanalitycznego żargonu można powiedzieć, że jest to typowe zatrucie nadmiarem energii, która nie może znaleźć ujścia. Nie można jej wykorzystać w relacjach ani sublimować w twórczości. Rozbuchane przez wiosnę libido, którego nie można rozładować, doprowadza do wyczerpania, przestymulowania impulsami elektrycznymi całego układu nerwowego. To ciśnienie rozrywa od wewnątrz stare rany, zwłaszcza te, które zamiast się goić tylko obrzydliwie ropieją.

Czy bardzo je widać? Czy mocno czuć odór gnijącego mięsa? Nie ma nic gorszego niż rozdrapane rany na które wiosna wlewa się jak tłusty ocet, jak pleśniejący sok z cytryny...

/ / /